Ekstaza Maryi, która uniosła ją z ziemi, już była najwyższą kontemplacją Boga, lecz kontemplacją intelektualną i afektywną, dokonywaną umysłem i sercem. Choć wysoka do tego stopnia, że uduchowiła również ciało, była niczym światło zapałki czy drżenie płomyka na widok wspaniałego dzieła sztuki. To porównanie nie ujmuje czci Maryi, pełnej łaski, ponieważ nawet intelekt i serce takie jak jej były nieproporcjonalnymi władzami do ujrzenia Boga, rozkoszowania się Bogiem, Nieskończonym!
Maryja uniosła się przyciągana przez Boga, szybko i spokojnie, szybsza i spokojniejsza od fali elektrycznej, która wyrasta z ziemi i dotyka nieba. Jak w locie kosmicznym, po początkowej eksplozji, włącza się i wybucha druga rakieta nośna, a potem trzecia, które popychają kapsułę poza atmosferę, tak w Maryi, w eksplozji jej miłości, na wysokości zapaliło się w umyśle światło chwały, zapalił się w sercu płomień Ducha Świętego, a Ona zobaczyła Boga w Jego wielkości, rozkoszując się Nim w potężnej miłości wiecznego szczęścia.
Zobaczyć Boga już nie światłem wiary, kochać Go uderzeniami serca, choć światło jest silne, a bicie serca mocne, to niespodzianka, której nie może wyobrazić sobie żaden umysł. Oto porównanie, które może wydawać się wspaniałe, ale jest czymś nieskończenie małym wobec zdumienia Maryi, gdy ujrzała Boga twarzą w twarz, z duszą i ciałem.
My widzimy słońce, i tak widzieli je ludzie, dopóki ich oko nie rozjaśniło się światłem teleskopu; my widzimy słońce jako rozżarzoną kulę, zawieszoną u góry na niebie, o pełnej i jednolitej powierzchni, o średnicy około 12 centymetrów. Nie możemy się w nie wpatrywać, ponieważ jego światło by nas oślepiło, ale używając przyciemnionej szybki potrafimy dostrzec jego kształt.
Taka jest moc naszego oka. Lecz jeśli oko zbliży się do teleskopu, oto zdumiewająca niespodzianka: słońce posiada prawie w całości na powierzchni chmury, które astronomowie nazywają granulami, z racji ich kształtu obserwowanego z ogromnej odległości. A przecież każda z nich liczy około tysiąca kilometrów wielkości. Pomiędzy tymi granulami można zauważyć coś w rodzaju dziur, ciemnych i głębokich, które nazywają się plamami słonecznymi. Z tych dziur są wyrzucane strugi gazu, które, zderzając się z granulami, tworzą oślepiające światło. Na powierzchni słońce posiada około 6000 stopni ciepła, lecz we wnętrzu, które składa się z licznych warstw w nieustannym ruchu, ciepło osiąga miliony stopni.
To zdumiewająca aktywność, która trwa od miliardów wieków.
My śpimy albo zajmujemy się naszymi sprawami, a nad nami zachodzą bez przerwy te zjawiska słoneczne. Przez teleskop widzimy, że słońce jest gwiazdą, jedną ze stu miliardów gwiazd tworzących naszą galaktykę. Ta posiada jakby centralne jądro, wokół którego w matematycznie doskonałym porządku krąży sto miliardów gwiazd. Istnieją gwiazdy, które się powiększają i są gigantyczne, oraz takie, które się kurczą i nazywają się karłami, jak w cudownym tańcu. To jak wstawanie do modlitwy, jak adorowanie na kolanach. Słońce jest na zewnętrznym marginesie galaktyki, porusza się wokół siebie przez dwadzieścia pięć dni, a wokół jądra galaktyki w ciągu miliardów wieków. Jest niczym potężna bateria atomowa, w której mieszka wodór zamieniający się w hel; zdumiewający cud sił, które wybuchają potężnymi strugami na około 100 tysięcy kilometrów wysokości. Wokół słońca fotosfera, poniżej chromosfera chronosfera, jeszcze niżej korona. Słońce nie jest gwiazdą ani młodą ani starą, cudownie dopasowaną do oświetlania ziemi, chronionej przez powłokę atmosferyczną, która broni jej przed promieniami ultrafioletowymi i tymi, które mogłyby zaszkodzić rozwijającemu się na niej życiu.
Kto mógłby domyślić się tylu cudów patrząc na słońce okiem zakrytym cieniem? A przecież człowiek wciąż nie zna tajemnic słońca! Setki astronomów obserwują je nieprzerwanie w dzień i w nocy, a ludzie, którzy uważają się za wielkich z racji swych obliczeń i nauki są jak mama czuwająca nad na swoim niemowlęciem, która nie wie, czemu się uśmiecha, czemu płacze, czemu wyciąga rączki lub je kurczy.
Spotkanie Maryi z Bogiem, Przedwiecznym Ojcem
A jeśli tak wygląda zdumienie astronoma wobec słońca, jakim było zdziwienie Maryi przed Bogiem, widzianym nie przez teleskop, lecz przez światło chwały, i posiadanego nie w odzwierciedleniu, lecz w duszy i w sercu? Kto bardziej od Maryi kontemplował Boga, który wcielił się w Nią, jej Słowo odwieczne, jej odwieczne poznanie, Bóg z Boga, Światłość z odwiecznej światłości, Bóg prawdziwy z Boga prawdziwego? A przecież kiedy znalazła się przed Bogiem była jakby otulona i zanurzona w najprostszym oceanie prawdy, mądrości i miłości, który uczynił ją błogosławioną, a jej głos wzniósł się w nieskończonej harmonii jak harfa brzmiąca chwałą: Wielbi dusza moja Pana, Magnificat anima mea Dominum!






Dodaj komentarz