Oto co wtedy zanotowałem ołówkiem: „Przejeżdżamy przez tunel… Wzmaga się hałas pędzącego pociągu, ciemność gęstnieje… Lecz tunel to najkrótsza droga. O ukochany Jezu, kiedy Ty przenosisz nas do siebie i skłaniasz do podążenia krótszą drogą miłości i utrapień, wydaje nam się, że błądzimy w ciemnościach, a hałas naszej nędzy, która – można powiedzieć – zderza się ze świętą prędkością przenoszącej nas miłości, zmienia drogę w bardziej męczącą i ponurą. Lecz właśnie wtedy skraca się droga, to wtedy duch wzlatuje ku górze i wkrótce wydostajemy się na zewnątrz, na światło, stwierdzając, że ta bardziej posępna trasa praktycznie przeprowadziła nas przez górę… W przypadku lokomotywy ruch stanowi owoc pewnego rodzaju bólu, ponieważ węgiel płonie, woda wrze, para gwałtownie pcha tłok do góry i na dół, maszyna jęczy, dzięki czemu otrzymuje energiczny, niepowstrzymany ruch, pokonując bariery, miażdżąc to, co zastaje na torach, zmiatając każdą przeszkodę. Podobnie i nasz duch powinien – można powiedzieć – doświadczyć tarcia i zderzenia z całym sobą; powinien zapłonąć miłością, stać się czysty jak para i wprawić się w ruch dla jednego ideału: tylko Boga! Właśnie przejeżdżamy przez most kolejowy, a ja zastanawiam się: «Jaki most przerzucić nad moją nędzą? Co pozwoli mi się przeprawić przez własną otchłań? Twoje miłosierdzie, o Jezu! A zatem zmiłuj się nade mną. Amen»”.
[…]. Dotarłem do Rossano o 14.20.
Fragment z Autobiografii o. Dolindo
Dodaj komentarz