Nasze drogi nie są drogami Boga. Któż może znać Boskie zamiary?
My wierzyliśmy, że życie pokutne, życie modlitwą, pokora, heroiczne poddanie się woli, mogą być źródłami światła dla tego dzieła.
Wiara w to była ludzkim wsparciem, które jednak zawaliło się! Natomiast, ku mojemu wielkiemu zdziwieniu, tym, co zaczyna działać, jest właśnie moje stanowcze postępowanie. Spójrzcie, jak posłuszeństwo okazuje się zawsze tajemnicą wszystkiego.
Gdy spowiednik powiedział mi: „Nie, ty do Wiednia nie możesz jechać; protestuj, podnieś głos i nie mów o sprawach duchowych, bo cię nie rozumieją: mów o rzeczach materialnych, krzycz, nie przestawaj krzyczeć”, to bałem się i myślałem, że wszystko zniszczę. Och, głupi, och zarozumiały! Zatem na mojej prawości opierało się dzieło Boże?
Moje posłuszeństwo wydało zupełnie inne owoce niż myślałem…
Przede wszystkim – ponieważ mówiono, że fantazjuję – domaganie się swoich praw wydało mi się aktem uczciwości.
Zobaczyli, że jestem energiczny, a ja rzeką elokwencji przekonałem ich, że to naprawdę z miłości do Boga milczałem
i cierpiałem, nie z powodu fantazji. I to jest wielkie światło padające na wszystko.
J.E. Paolucci powiedział mi: „Widząc ciebie przyjmującego wszystko z wielkim poddaniem się, myślałem: on musi być naprawdę jakimś maniakiem, ponieważ taki spokój jest nieludzki…”. I to, co mówił Paolucci, mówili również – z tego co zrozumiałem – komisarz, adwokat, asesor itd. Teraz, kiedy zobaczyli mnie tak stanowczym, powiedzieli coś wręcz przeciwnego, a to, co miało być ciemnością, okazało się światłem. Tylko w ten sposób Jezus może pokazać, że jedynie On jest autorem wszystkiego. Jeśli to, czym mogła wydawać się moja stanowczość, zrobiłoby wyłom, to dzieło opierałoby się na mnie, nie na Jezusie. Teraz ono upadło, ponieważ Pan uczynił ciemności światłem ludzkim, które musiało wyjść ode mnie.
Zresztą moje zachowanie jest aktem bezwzględnego posłuszeństwa. Oto mądra, misterna robota Pana!
Moje ciągłe milczenie i cierpliwość, również wobec ojców tego miejsca, wydawało się oznaką niezrównoważenia umysłowego. Musiałem zatem dać odczuć również tutaj swoje energiczne i stanowcze zachowanie. Laicki odźwierny, gdy widział mnie wychodzącego w dziurawych butach, mówił do siebie, tak jak mi to dał do zrozumienia wczoraj wobec superiora: „To jest maniak: nawet święty by się zbuntował…”.
Upadło jakiekolwiek ludzkie wsparcie, lecz również z tego Pan wyprowadził promień światła, którego nikt nie mógł się spodziewać.
Ten, który reprezentował Kościół, powiedział: „To wszystko są fantazje!”. To prawda! Nie jest fantazją miłość, ofiara,
modlitwa o Królestwo Boże itd., ale jest fantazją przypuszczać, że moja miłość, moja ofiara mogłaby być wsparciem dzieła, które w całości jest Pana, w którym działał jedynie Jezus; mówił, pouczał swoje stworzenia.
To jest dla mnie olbrzymi argument prawdy.
Wsparcie dzieła Jezusa nie jest naszą cnotą, ale jedynie naszym zjednoczeniem się z Jego Wolą.
To wyrażenie: „wszystko to fantazje”, powiedziane do mnie przez komisarza i asesora, oświeciło mnie wewnętrznie: och, ile rzeczy mi odpadło!
I tak przekonałem się jeszcze bardziej, że jedynie z Kościoła może pochodzić życie i że sekty, dysydenci, są czymś strasznym, są bezimiennym absurdem…
Dodaj komentarz