Mamy serca zdolne do kochania Nieskończonej Miłości, serca, które w jednej chwili usuwają dzielącą nas od Boga odległość – dystans, który nie powinien być nigdy pokonywany w inny sposób. Pan stworzył nas dla siebie i sprawił, że jesteśmy niespokojni, dopóki nie spoczniemy jedynie w Nim. Jakaż to łaska pozwolić takiemu malutkiemu atomowi, niemal zagubionemu w ogromie stworzenia, wznieść się aż do Niego i mieć Go na własność!
Zapewniam was, że kiedy jestem sam i myślę: „On jest dla mnie obecny i pozwala mi Się kochać, wręcz zaprasza mnie do kochania Siebie”, to czuję się głęboko poruszony, ponieważ takie zaproszenie wydaje mi się (i rzeczywiście jest) najwyższą godnością, jaką Bóg mógł nam dać. Teraz więc widzicie wreszcie, jak bardzo nasze biedne serce bywa ograniczone w swoich uczuciach. Ono pozwala przecież, by poruszały nim najniższe, najlichsze przyczyny. Wystarczy czyjeś spojrzenie, słowo, uprzejmość, która prawie zawsze kryje oszustwo, by ono bez oporów oddało się wyłącznie stworzeniom i by jego miłość ograniczyła się wyłącznie do nich.
Co zatem kocha to biedne serce? I czy naprawdę kocha? Nie! Ono jest czymś zdenerwowane, jest zmartwione, jest niezadowolone ze wszystkiego, brak mu skupienia i nie zazna go nigdy, bo przylgnąwszy do stworzenia, któremu się oddało, znalazło się w spazmach okrutnej agonii. […] Szlachetny kamień, koronka, mebel, lichy przedmiot… Oto praktyczne aspiracje serca stworzonego po to, by kochać i posiąść Nieskończoną Miłość! Gdzie się podziała jego szlachetność? Namiętność pociąga za sobą następną namiętność, a nieład pozbawia to serce życia.
(z Nowenny przed Wniebowzięciem, 2 dzień, 1915)
Dodaj komentarz