Jezus znajdował się na łodzi razem ze swoimi Apostołami, by przeprawić się na drugą stronę jeziora Genezaret. Wypłynęli, a Jezus zasnął. Wtedy spadł gwałtowny wicher na jezioro, a wody były wzburzone tak, że fale biły w łódź, tak że już się napełniała. Jego uczniowie, widząc grożące im niebezpieczeństwo, obudzili Go mówiąc: „Nauczycielu, nic Cię to nie obchodzi, że giniemy? Ratuj nas, bo toniemy”. A On wstał, rozkazał wichrom i wodom, by się uciszyły i natychmiast nastąpił wielki spokój. Następnie zwracając się do uczniów, powiedział: „Czemu tak bojaźliwi jesteście? Jakże wam brak wiary!” (por. Mt 8,23–27; Mk 4,35–41; Łk 8,22–25).
Jezus jest z nami podczas burzy
Dlaczego Jezus śpi?
Jezus śpi w łodzi, lecz Jego serce czuwa. On jest zawsze gotowy do ratowania swoich uczniów. Śpi, by wzbudzić ich wiarę. Śpi, by udowodnić im, że bez Niego znajdują się w niebezpieczeństwie, i sprawić, by bardziej docenili wielki dar Jego obecności. Ileż to razy przepływali przez te wody, lecz jeszcze nigdy nie przydarzył się im taki sztorm! Jedynie wtedy gdy Jezus śpi, szleją szaleją wiatry, jedynie wtedy, gdy pozostaje się bez Niego, wznoszą się fale i pojawia się niebezpieczeństwo zatonięcia.
Drogi Jezu, pilnuj zatem mojego biednego serca, bo jeśli Ty się ukryjesz, to z pewnością zginę w wielkiej burzy świata!
Uciekać się do Niego
Ileż to razy moje serce jest niespokojne! Uczucia je rozstrajają, podburzają je złudne aspiracje, świat je pociąga, a cierpienia deprymują. Wysilam się, walcząc z samym sobą, lecz widzę, że fale prawie mnie zatapiają.
W tych niebezpiecznych chwilach zawołam do Ciebie: „Mój Jezu, ratuj mnie, bo ginę!”. Nie powiem jak uczniowie: „Nie obchodzi Cię, że ginę?”. Będę uciekał się do Ciebie z żywą wiarą, ponieważ wiem, że mnie kochasz. Gdy zaś wyda mi się, że śpisz, i nie będę słyszał Twojego wewnętrznego głosu, kiedy ograną ogarną mnie oziębłość i zgorzknienie ducha, wtedy bardziej niż kiedykolwiek wcześniej obudzę Cię moją wiarą, moją ubogą miłością, głośno krzycząc do Ciebie: „Ratuj mnie, o Jezu, bo ginę!”.
Dlaczego jesteśmy niespokojni
Mamy serca zdolne do kochania Nieskończonej Miłości, serca, które w jednej chwili usuwają dzielącą nas od Boga odległość – dystans, który nie powinien być nigdy pokonywany w inny sposób. Pan stworzył nas dla siebie i sprawił, że jesteśmy niespokojni, dopóki nie spoczniemy jedynie w Nim. Jakaż to łaska pozwolić takiemu malutkiemu atomowi, niemal zagubionemu w ogromie stworzenia, wznieść się aż do Niego i mieć Go na własność!
Zapewniam was, że kiedy jestem sam i myślę: „On jest dla mnie obecny i pozwala mi Się kochać, wręcz zaprasza mnie do kochania Siebie”, to czuję się głęboko poruszony, ponieważ takie zaproszenie wydaje mi się (i rzeczywiście jest) najwyższą godnością, jaką Bóg mógł nam dać.
Teraz więc widzicie wreszcie, jak bardzo nasze biedne serce bywa ograniczone w swoich uczuciach. Ono pozwala przecież, by poruszały nim najniższe, najlichsze przyczyny. Wystarczy czyjeś spojrzenie, słowo, uprzejmość, która prawie zawsze kryje oszustwo, by ono bez oporów oddało się wyłącznie stworzeniom i by jego miłość ograniczyła się wyłącznie do nich.
Co zatem kocha to biedne serce? I czy naprawdę kocha? Nie! Ono jest czymś zdenerwowane, jest zmartwione, jest niezadowolone ze wszystkiego, brak mu skupienia i nie zazna go nigdy, bo przylgnąwszy do stworzenia, któremu się oddało, znalazło się w spazmach okrutnej agonii. […] Szlachetny kamień, koronka, mebel, lichy przedmiot… Oto praktyczne aspiracje serca stworzonego po to, by kochać i posiąść Nieskończoną Miłość! Gdzie się podziała jego szlachetność? Namiętność pociąga za sobą następną namiętność, a nieład pozbawia to serce życia.
fragm. D. Ruotolo, Pośród burzliwych fal nieufności, Wydawnictwo M, Kraków 2023
Dodaj komentarz