Wspomnienia

Obawy i zapewnienia

Rok 1911 był rokiem obfitującym w zdarzenia […]. Jezus dopuścił, by ogarnęły mnie wewnętrzne cierpienie i mroki […]. Cel Jezusa był oczywisty: żadna ludzka sugestia nie miała decydować o realizacji Jego planu; On wręcz pragnął kroczyć wśród mroków i zniszczenia, aby udowodnić, że to działanie miało źródło w Nim, a nie w ludzkiej pomysłowości. Zresztą, jeżeli byłbym ogarnięty obsesją na punkcie paranoicznej i zmyślonej idei, byłoby absurdem, gdybym utrudniał jej rozwój akurat wtedy, gdy zaczynała się rozprzestrzeniać. W tamtej chwili powinienem okazać się zapalonym entuzjastą, podsycać gorliwość Cantelmo pełną emocji korespondencją. Tymczasem ja drżałem, a dostrzegając wahanie biskupa Mazzelli co do natury otrzymywanych przeze mnie przesłań, poczułem obawę, że mogłem paść ofiarą niezamierzonego oszustwa, i natychmiast napisałem do Cantelmo do Rzymu, aby powstrzymać go przed jakimikolwiek krokami, przestrzec oraz zniechęcić. Wahanie biskupa Mazzelli, zanim zrozumiał fakty, było naturalne i nie powinno tak mną wstrząsnąć. Lecz ja zawsze kochałem prawdę i zwyczajną drogę, zawsze obawiałem się własnej oceny, chętniej wierząc cudzej; działałem tylko i wyłącznie na Bożą chwałę. Najmniejsze podejrzenie, że w tych zdarzeniach mogło nie być Boga, skłaniało mnie do podejmowania radykalnych kroków, niszczenia wszystkiego.

Wszyscy zapewniali mnie, że nie padłem ofiarą oszustwa

[…]. Tymczasem wszyscy zapewniali mnie, że się nie oszukiwałem: spowiednik, Volpe, Cantelmo i ci, którzy chłodno oceniali fakty. To, co się działo, nie było niczym innym jak spełnieniem licznych słów Jezusa, argumentem na potwierdzenie prawdy. Dla mnie zapewnienia Volpe stanowiły wielką pociechę, ponieważ Volpe był prawdziwie Bożym człowiekiem. […]. Autentycznie kochał Boga, poświęcał się dla Niego. A poza tym Volpe był bystry, krytyczny, a nawet skrupulatny w ocenie wszystkiego, i nie dawał się porwać fali łatwego entuzjazmu.

Pisał do mnie 2 stycznia 1911:

„Nie ma obawy, że choćby niechcący obraziłeś dobrego Mistrza [podążając tą drogą], dlatego wzywaj Mistrza i nie przeszkadzaj w poznawaniu, kochaniu i uwielbianiu Go. Nie miej wątpliwości, ponieważ otrzymasz krzyże, o które modlę się dla Ciebie w każdej chwili… A zatem cierp i bądź posłuszny temu, kto został Ci dany za ojca i przewodnika, dopóki Kościół się nie wypowie. Twoje słowa: „Nie będę już o nic wołał, dopóki Jezus mnie nie da światła” są bez znaczenia, ponieważ Ty nie zobaczysz światła, lecz zawsze będziesz kroczył w ciemnościach. A zatem działaj i nie piętrz przeszkód na drodze uwielbienia Boga. Kończę zostawiając Cię z Jezusem w Ogrodzie Oliwnym. Cierp, cierp na myśl, że Jezus jest pogardzany zamiast być kochany. Pozostań zatem na krzyżu, tym samym, na którym wisiał Jezus. Ofiaruj Jezusowi swoje cierpienia w mojej intencji, o moje prawdziwe nawrócenie […]”.

W listach z 3 i 4 stycznia Volpe powtarzał mi to samo innymi słowami, wspierając mnie w postanowieniu, aby dać się prowadzić światłu arcybiskupa Mazzelli: „Bądź nadal posłuszny biskupowi Mazzelli, a gdyby zabronił Ci rozmawiania, nawet ze mną, ja oraz pozostali powinniśmy być zadowoleni i powtarzać: «Tylko Bóg!» […]”.

 

Dodaj komentarz

Zostaw komentarz