O cierpieniu

Z wiarą Abrahama…

Rzym, 10 grudnia 1921

Napisałem do Jego Ekscelencji Z. i powiedziałem mu, że nie udowodnili mi winy, lecz założyli, że jestem fantastą, manifestując ideę tryumfu Jezusa. Wyłożyłem mu sytuację taką, jaka jest.

A zresztą, kiedy mówię o mojej iluzji, to mam zamiar mówić o wielu szkodliwych pozostałościach licznych pomysłów, które naprawdę były iluzjami.

Jak Abraham mam nadzieję wbrew każdej nadziei, będąc posłusznym, zawierzając Jezusowi i jestem pewien, że ta droga prowadzi do celu zgodnie z planami Boga. Prawnie, powiedzmy to tak, Święte Oficjum powiedziało mi, że byłem skupiony na idei Królestwa Bożego i objawieniach Pana. Teraz, kiedy równocześnie Kościół mi mówi: „Wobec spowiednika te rzeczy mają inną wartość”, nie mogę zrobić nic innego niż dać je ocenić spowiednikowi i muszę skrupulatnie trzymać się zewnętrznego osądu Świętego Oficjum. Przed władzami muszę z kolei szczerze skłaniać czoło, tak jak to zrobiłem i być może, że tak powiem, przez posłuszeństwo zabić mojego Izaaka, ponieważ to właśnie jest droga do realizacji obietnic Jezusa.

Święci, którzy czasami byli skazywani przez Święte Oficjum, nie zachowywali się inaczej. Przyjmowali jego wyrok i składali wszystko w ręce Boga bez protestu. Tak próbowałem robić i ja, i jestem pewien, że to jest droga, którą muszę podążać. Powiem, że posłuszeństwo nakłada na mnie taki obowiązek, nawet jeśli rzeczy wydają się sprzeczne i powierzam wszystko Bogu.

To, co jest z Jezusa, nie umiera, dlatego jestem posłuszny. Z tego właśnie powodu to żyje i będzie żyło…

Co Pan przygotował dla mnie?

Tylko On to wie. Ja czuję, że będę miał okres upokorzeń i większego ukrycia, w którym napiszę muzyczne dzieło. I tak spełni się to, co dwa lata temu mówił Jezus: „Ty teraz mów i nie zajmuj się drukiem, muzyką, ponieważ później będziesz miał czas, by to robić”.

 

 

Dodaj komentarz

Zostaw komentarz